Muzeum Powstania Warszawskiego jest miejscem, które zwiedzałem wielokrotnie. To jeden z ważniejszych punktów programu dla wycieczek szkolnych, turystów i wszystkich zwiedzających Warszawę, którzy chcą poznać historię miasta oraz wpływ jego mieszkańców na losy naszego kraju. Wizyta w Muzeum może być niemniej ciekawa i inspirująca niż obecność na Niewidzialnej Wystawie. Będąc częstym gościem Muzeum Powstania Warszawskiego niestety nigdy dotąd nie udało mi się zrobić ciekawych zdjęć. Zdeterminowany tym faktem postanowiłem to zmienić i podczas ostatniej wizyty w pierwszej kolejności zrobiłem zdjęcia, a dopiero potem – w nagrodę – zwiedziłem ponownie wystawę.
Nie ukrywam, że na odpowiednie warunki umożliwiające zrobienie w miarę dobrych zdjęć czekałem dość długo. W pewną niedzielę ziściły się wszystkie moje oczekiwania – za oknem pogoda mocno depresyjna: zimno, wiatr i deszcz, a w dodatku w Warszawie zaplanowano dwie manifestacje. Przypuszczałem, że przy takiej aurze spotkam w Muzeum maksymalnie 5 osób. Z tą myślą parę minut po godzinie dziesiątej zameldowałem się na ulicy Grzybowskiej 79.
Jakież było moje zdziwienie, gdy na placu przed Muzeum dostrzegłem co najmniej 20 osób i to nie licząc osób czekających w kolejce do kasy oraz już zwiedzających. Z tego właśnie powodu mój misterny ;-) plan zrobienia niezwykłych zdjęć powoli zaczął się sypać. Jednak sam fakt, że Muzeum posiada tak potężną siłę przyciągania sprawił mi nieukrywaną satysfakcję i radość.
Nie bacząc na okoliczności pomyślałem: „A co mi tam! Skoro już tu jestem to podejmę próbę, a nóż wyjdą choćby dwa przyzwoite zdjęcia”. Jak tylko przekroczyłem próg Muzeum coś mnie tknęło, coś co teoretycznie sprawić mogło, że uda mi się zrealizować plan. Postanowiłem spróbować i tym oto sposobem jakby „zarezerwowałem” część wystawy na wyłączność – tylko dla mnie i mojego obiektywu aparatu.
Jeśli Ty również chcesz zrobić zdjęcia tak aby nie było na nich dużo ludzi wystarczy, że zjawisz się na chwilę przed otwarciem. Wtedy w momencie otwarcia drzwi Muzeum, schodami po prawej stronie, możesz łatwo udać się na pierwsze piętro. Większość ludzi zwiedza Muzeum ,,po kolei”, więc rezygnując z pierwszego poziomu i zmierzając od razu na drugie piętro zyskujesz część wystawy na wyłączność – co prawda nie na wieki, ale 20 minut masz dla siebie. Na zakończenie dość istotna uwaga odnośnie robienia zdjęć: w Muzeum jest stosunkowo ciemno, dlatego warto wyposażyć się w statyw lub zaszaleć z wysokim ISO.
Ze zrobionych zdjęć jestem nawet zadowolony, są one najlepsze ze wszystkich dotychczasowych jakie wykonałem. Część z nich znajdziesz w galerii Muzeum Powstania Warszawskiego, a część w relacji.
Po zakończonej sesji przyszedł czas na nagrodę w postaci zwiedzania. Za każdym razem mnie zdumiewa, że będąc w Muzeum Powstania Warszawskiego nie mam wrażenia, że jestem w Muzeum. Wiem, że może to dziwnie brzmi, ale zwykłe zwiedzanie kojarzy mi się z przechodzeniem od eksponatu do eksponatu. Tutaj tego nie ma, gdyż wchodząc do tego Muzeum przenosimy się w przeszłość i naprawdę przeżywamy historię tak jakbyśmy byli naocznymi świadkami dziejowych zdarzeń. Miejsce to nie tylko pozwala poznać historię Warszawy i jej mieszkańców, ale co ważniejsze umożliwia lepsze zrozumienie tego okresu w historii Polski oraz istoty samego powstania. Wszystko to sprawia, że za każdym razem zwiedzając wystawę jestem pełen podziwu i chylę czoła przed twórcami i osobami dbającymi o Muzeum, gdyż dzięki ich zaangażowaniu powstało i działa z powodzeniem tak niezwykłe miejsce.
Aby zrozumieć 1796 dni okupacji i 63 dni walki …
Mając w perspektywie zwiedzanie Muzeum warto wygospodarować sobie sporo czasu, tak aby nie musieć się nigdzie spieszyć. Podczas pierwszej wizyty w Muzeum nie miałem takiego komfortu – obleciałem, zobaczyłem, ale nie zrozumiałem. Szczerze nie polecam czegoś takiego, gdyż dla mnie była to strata czasu. Dlatego zachęcam do spokojnego zwiedzania i zgłębiania treści jakie chcą nam przekazać eksponaty prezentowane na wystawie. Wtedy taka wizyta pozostawi nam niezapomniane wrażenia i pozostanie w pamięci na długo.
Po wejściu podejdźmy do stojących aparatów telefonicznych i przeprowadźmy przy ich pomocy krótką „rozmowę”. Wsłuchajmy się w to co mówi nasz rozmówca. Naprawdę warto, bo ma się wrażenie, że rozmawiamy z kimś z przeszłości, jednocześnie będąc tu i teraz we współczesności.
Zauważyłem również, że wiele osób trochę „po macoszemu” traktuje pierwszą część wystawy – wielokrotnie słyszałem głosy: „Chodź zobaczymy co jest dalej”. Uważam jednak, że pierwsza część, nie tylko daje możliwość zapoznania się z działalnością Polskiego Państwa Podziemnego czy historią okupacji, ale przede wszystkim pozwala rozumieć dlaczego tak naprawdę powstanie wybuchło.
Do tej pory mam w pamięci napis na jednej ze ścian: „Trzeba było to wszystko przeżyć (okupację), aby zrozumieć, że Warszawa nie mogła się nie bić”. Uważam, że to jedno jakże proste zdanie zamyka wszelką dyskusję na temat zasadności powstania. Pisząc te słowa siedzę przed komputerem, jest mi ciepło, nie jestem głodny, okupant nie zamordował mi matki ani ojca, a ostatnich 1796 dni nie spędziłem na kombinowaniu jak tylko przeżyć i nie zostać zabitym przez jakiegoś chorego psychola ze swastyką na czapce. Ja – z miejsca w którym jestem – mam oceniać decyzje ludzi, którzy prawie pięć lat spędzili przeżywając każdego dnia morderczą gehennę? Bez żartów, mam tupet, ale nie aż taki. Trzeba po prostu docenić ten heroizm, a nie wysnuwać mało przekonujące teorie. Z takiego właśnie powodu jak słyszę utyskiwania, że był to idiotyzm to ręce mi opadają „jak płetwy”. Tyle tytułem subiektywnego wtrącenia.
Czas PRL-u czyli w oczekiwaniu na Miasto Ruin
W Muzeum są aż 3 kina, a precyzyjnie mówiąc ekrany kinowe.
Warto usiąść i zobaczyć wyświetlane filmy. Jeżeli chodzi o pokaz filmu „Miasto Ruin” to tutaj niestety muszę trochę dziegciu wrzucić. Nie chodzi o sam film, o którym szerzej opowiem później.
Jak tylko film zaczął być wyświetlany udałem się go zobaczyć. Trochę o nim słyszałem, ale specjalnie nie sięgałem po żadne dodatkowe informacje, a to był mój błąd. Kupiliśmy bilety. W kolejce czekaliśmy przeszło godzinę, bo było bardzo dużo ludzi. Jednak doczekaliśmy się, film się rozpoczął i … od razu skończył. Pomyślałem: „Co? Już koniec! Jak to ?” A tak to, że film „Miasto Ruin” trwa trochę ponad 5 minut i o tym należy pamiętać oczekując w kolejce na film. Powiem szczerze dziwię się i to bardzo dyrekcji Muzeum, że nie podejmie kroków zmierzających do wyeliminowania problemu kolejki przed tym filmem. Ilekroć jestem w Muzeum zawsze jest kolejka, dłuższa, krótsza, ale zawsze jest. Potrafiłbym to zrozumieć, może nawet by mi się to spodobało, gdyby dotyczyło Galerii Socrealizmu w Kozłówce – takie wczucie się w klimat minionej epoki kolejkowej, ale dziś w nowoczesnym świecie i takowym Muzeum to jednak trochę razi.
Wracając jednak do samego filmu to bezdyskusyjnie robi on duże wrażenie, w szczególności jeśli weźmiemy pod uwagę, że przed wojną Warszawa była uznawana za jedno z najładniejszych miast Europy i nazywana – nie bez kozery – „Paryżem Północy”. Ostatecznie uważam, że film warto zobaczyć, a jak jeszcze oczekiwanie pójdzie sprawnie to będzie znakomicie.
Inną bardzo ciekawą atrakcją w Muzeum Powstania Warszawskiego jest możliwość przejścia się odwzorowanym kanałem, jakim to powstańcy chociażby wydostawali się ze Śródmieścia. Warto przy tym mieć świadomość, że to co mamy w Muzeum stanowi tylko małą, choć ceną, namiastkę tego jak było naprawdę. Zainteresowanych odsyłam do filmu „Miasto 44”, gdzie realistycznie pokazano przejście kanałami. Jedna ze scen w filmie może być trochę niezrozumiała dlatego mała podpowiedz – Niemcy gazowali kanały (te dziwne obrazy ukazane w filmie to halucynacje głównych bohaterów wywołane właśnie działaniem gazu). Zachęcam, warto obejrzeć choćby dla uzmysłowienia sobie ówczesnych realiów wojennej rzeczywistości.
Powstańcze Muzeum to również nie lada gratka dla miłośników broni. W wielu gablotach można podziwiać ogromną ilość różnorakiego uzbrojenia.Warto zauważyć, że każda sztuka broni była na wagę złota i nikt wtedy nie narzekał, że nie ma ujednoliconego uzbrojenia. Dzięki temu my mamy okazję zobaczyć tak wiele rodzajów broni wykorzystywanej przez powstańców. Znajdziemy tutaj chociażby konstruowany w warunkach okupacji polski pistolet maszynowy „Błyskawica”, ale co ciekawe również nowoczesny pistolet maszynowy MP – 5 wykorzystany obecnie przez jednostkę GROM.
Ten ostatni eksponat związany jest z wystawą czasową poświęconą Jednostce Specjalnej GROM (mam tylko cichą nadzieję, że ekspozycja ta na stałe zagości w Muzeum – za co trzymam mocno kciuki, bo świetnie wpisuje się w charakter tego miejsca). Miłym ukłonem ze strony Muzeum jest wystawienie pistoletu maszynowego „Sten”, tak aby każdy mógł go dotknąć, a nawet z niego „strzelić”, ale o tym cicho sza :-).
Na dobrą sprawę mógłbym opisywać prawie każdy element znajdujący się w Muzeum, ale chyba nie o to chodzi. Lepiej niech każdy z Was zobaczy i poczuje historię samodzielnie zwiedzając Muzeum Powstania Warszawskiego. Jeśli i Ciebie Muzeum urzekła, tak jak mnie, daj temu wyraz w komentarzach poniżej.
Podsumowując: Muzeum Powstania Warszawskiego koniecznie należy zwiedzić i niech to jedno zdanie stanowi (wyjątkowo :-) całość mojego podsumowania.
Pozdrawiam,
Maciek